Podróż planowałem w swojej głowie i zastanawiałem się jak to będzie zawsze kwitując swoje przemyślenia słówkiem "oby". Obym mnie ktoś wziął na stopa, obym dotarł szcześliwie, obym wrócił. Cały czas stanowiło to dla mnie pewnego rodzaju niewiadomą. Niewiadomą dlatego, że jeszcze nigdy wcześniej nie jechałem w taką długą podróż samemu. Okazało się, że nie mialem się czym martwić bo już po 15 minutach zatrzymał się mój imiennik. Wyruszyłem dosyć późno bo ok godz. 14 a jeszcze tego samego dnia chciałem być u naszych zachodnich sąsiadów. Szczęśliwie jeszcze przed północą przekroczyłem granicę, a następnego dnia ok godz. 16 byłem już w Strasbourgu czyli w miejscu gdzie miałem sobie zrobić pierwszy przystanek u couchsurfingowych kolegów :) Łącznie dojechałem jakimiś 8 stopami poznając parkę wyluzowanych brazyliczyków, młodego 24 letniego niemieckiego pilota i jeszcze kilka niezłych osób:)