dojechalismy do Barcelony, jednak po malych przejsciach... najpierw w montpellier stalismy pod jakims mostem i w sumie jakby na to spojrzec logicznie to ciezko bylo cos zlapac. Wyszlismy wiec dalej i tak po pol godziny wziela nas babka. Wysadzila nas na "rondzie milosci" xD Obchodząc wielgaśnie rondo, którego zjazdy prowadzily m.in na Barcelone, Tuluze, Lyon spotkalem najpierw autostopowiczow z Urugwaju, po krotkiej pogawętce poszedlem dalej, moim oczom ukazala sie nastepna para. Zagadalem po angielsku, jednak po chwili sie okazalo ze to polacy wiec rzucilem tekstem "let's talk po polsku" xD i tak w upalny dzien, przechodzac z Jońską na najdogodniejsze miejsce, oparlismy sie o barierke, ta ledwo co podnosząc prawą jej racice do góry od razu spowodowala zatrzymanie białego starego opla. Wsiadamy wiec, podwiozl nas pare km, dowiedzial sie od nas o tomatinie i tez wyrazil chec uczestniczenia, a nas zabrac mogl jesli zlozylibysmy sie na bezyne, a to odpadalo. Na stacji benzynowej zagadalem do pary wegrow w srednim wieku, zapytalem tylko "barcelona, two persons?" a oni "ok ok" i tak cichaczem przemknęlismy do miasta wielkiego architekta Gaudiego :)