Tomatina sie skonczyla, to po co tak naprawde przyjechalismy juz osiagnelismy, teraz czekala nas droga powrotna. Molier z psem zostal w Bunol i stamtad probowal lapac dalej stopa na Grenade.. na odcinku wyjazdowym z miasteczka stalo wielu ludzi machajacych, ktorzy probowali wrocic do domu, ale nie mieli tyle szczescia co my i od razu nie dorwali samochodu.. australijczycy jechali dalej na polnoc do pampeluny na corride, a dogadalismy sie z nimi w ten sposob ze wysadza nas na jakiejs stacji na polnoc od Valencii, tak aby latwiej nam bylo zlapac cos do domu.. dojechalismy i wyszlismy z vana, wypakowując sie z nowo nabytymi przedmiotami i garderobą, rzucilismy te wszystkie pierdoły pod drzewo i usiedlismy... i w tym momencie poczulem cos strasznie milego w sercu, poczulem ze czegos dokonalem i teraz jest czas na odpoczynek, a nie na zaden pospiech.. siedzialem i siedzialem i tak rozmyslalem jak fajnie jest nic nie robic, nigdzie sie nie spieszyc tylko cieszyc sie chwila , super sprawa =) po dluzszej chwili blogiego odpoczynku postanowilem jednak poszukac samochodu ktory moglby nas dowiezdz jeszcze pare kilometrow na polnoc, i gdy tak lazilem kolo tirow uslyszalem nagle slowo "zajebisty" wiec podchodze blizej i sie przysluchuje dalej i ku mojemu zdziwieniu paru polskich kierowcow tirow robilo sobie przerwe wlasnie na parkingu pod valencia. Podpytalem gdzie jadą, czy moga nas zabrac i dowiedzialem sie ze nastepnegodnia jeden koles jedzie po zaladunek do Valencii i bedzie tedy przejezdzal zeby nas zabrac do Barcelony wiec sie zgodzilismy. Inny rodak, 22-letni zaoczny student wychowania fizycznego, sportowiec jednym slowem zaproponowal zebysmy spali u niego w chlodni - oczywiscie wylaczonej. Wiec wszystko bylo pozalatwiane i pozostalo nam tylko isc spac =)